Rozdział 14
Epilog...
"To już koniec..."
Konkurs odbył się z obecnością wszystkich skoczków. Zwycięzcą został Maciej Kot, drugi był Johan Andre Forfang, a trzeci uplasował się Kamil Stoch. Było to wielkie święto nie tylko dla polskich skoczków, ale też i wiernych kibiców. Zadowoleni stali i krzyczeli pod skocznią. Wszyscy zebrali się wokół podium, na którym stali zwycięzcy ostatniego konkursu w Polsce.
***
Po rozdaniu medali Johan wybrał się na ławkę, tam gdzie się pakował. Niezależnie od skoczni, ani niczego innego zawsze wybierał miejsce mniej więcej w tym samym miejscu. Usiadł rozmyślając o dziewczynie... O Lenie... Nie zaczął nawet zaciągać butów, kiedy ktoś przejechał ręką po jego szyi. Dotyk czyjejś ręki był tak delikatny jak piórko, jak płatek róży. Zamknął oczy. Chciał się jak najdłużej rozkoszować tym uczuciem.
Dziewczyna przysiadła się koło niego.
- To co? Gotów na spacer? - zaśmiała się... Głosem anioła.
- Ależ oczywiście. - uśmiechnął się. - Poczekasz chwilkę?
- Ależ oczywiście mój miszczu! - objęła go rękami tuląc się do niego. - Już ci nie przeszkadzam. - powiedziała wracając do normalnej pozycji.
Ten wdychał owocową woń jej włosów.
***
Ani nie było na zawodach. Nie przyszła. Stwierdziła tylko, że będzie oglądać konkurs w telewizji.
- Przykro mi... - rzekł Kamil do Maćka. - Wiem, jak ci na niej zależy.
- Tak... No cóż... Sama wybrała co chce.
- Nie mów rąk... Na pewno będzie jeszcze wszystko dobrze. Jakoś się ułoży.
- Obyś miał rację...
W głębi miał wielką nadzieję że jeszcze będzie dobrze.
***
- To co? Idziemy? - zapytał wstając z ławki. Podał dziewczynie rękę.
- Idziemy... - odpowiedziała rozpromieniona.
Przeszli obok kadry Norwegii...
- No, no, no... Johan! Ale żeś se dziewuszkę sprawił!!! - Fannemel był pod wrażeniem. Puknął łokciem Sjoeena.
- Hohoho!!! - ten też nie umiał powiedzieć nic więcej.
Forfang skarcił ich wzrokiem. Lena zaśmiała się słodko.
- Ja będę waszym świadkiem! - zawołał za nimi Anders.
Tak... Już wszyscy to widzieli...
*******************************
DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ...
Ostatni konkurs w Planicy...
***
Ani stała i patrzyła na skoczków walczących o jak najdalsze loty. Brakować jej będzie tych chwil spędzonych na kibicowaniu, na stanie pod skocznią, na oglądaniu skoków... Och dużo, by wymieniać. Letnie zawody dopiero na końcu lipca. Oczywiście nie wykluczone, że również będzie w nich uczestniczyła, nie jako zawodnik, co prawda, ale jako dzielna widownia. Jej życie związane ze skokami chyba nigdy się nie zakończy. Choćby nie wiem ci się nie wydarzyło.
***
Było już po konkursie. Przerwano go niestety z powodu bardzo silnego wiatru wierzącego pod narty. Zaraz po upadku skoczka z drużyny włoskiej zawody zakończono. Nikt już w tym zimowym sezonie nie odda skoku... Smutno trochę...
Johan przechodzał się po okolicach. Szukał, gdzie jest Lena. W końcu obiecała, że będzie... Więc czemu miałoby jej nie być?
Minęło wiele minut, odkąd zaczął poszukiwania. Zrezygnowany wrócił na swoje miejsce. Szedł z głową spuszczoną w ziemię. Wpadał na wielu przechodniów. Nie miał już siły podnieść głowy, aby patrzeć przed siebie. Usiadł na ławce... Nagle przed oczami zobaczył czyjąś delikatną dłoń...
- LENA!!! - wykrzyknął na całe gardło. Był tak szczęśliwy jak nigdy jeszcze w swoim życiu. Tak szczęśliwy, że ją ujrzał. To teraz się dla niego liczyło najbardziej na świecie. Przytuliłam się do niej. Ona odwzajemniła uścisk. Oboje wstali prawie że w jednakowym momencie. Poszli przed siebie nie oglądając się...
Po paru minutach dotarli do parku. Przysiedli na ławce pod jednym z największych drzew w okolicy. W jego gałęziach słychać było szumiący wiatr.
- Lena... Chciałbym Ci coś powiedzieć... - zaczął Johan, kiedy zostali sami.
- Tak? A co? Coś się stało? - spytała. Zaczęła się niecierpliwić.
- Tak stało się... - dziewczyna patrzyła na niego coraz bardziej przestraszonym wzrokiem. - Kocham cię, Lena... Kocham cie... To się stało...
Nic więcej nie mówili... Zastygli w długim pocałunku...
***
Maciek wraz z Kamilem i Ewą chodzili po okolicy. Z jednej strony cieszyli się, że kolejny sezon mają za sobą i będą mogli teraz spokonnie odpocząć, jednak miało to też swoje minusy.
- Maciek... Możesz poczekać tu na nas? My z Ewą pójdziemy tylko na chwilę porozmawiać z trenerem Austriaków... Musimy mu przekazać pewną informacje od Kruczka... Zaraz wracamy...
- Okey... - powiedział Maciej. No bo co takiego innego miałby powiedzieć?
Nagle pośród tłumu wydarzył Anie...
***
Menu chodził spokojnie po okolicy szukając Gregora. Ten jednak kiedy go tylko zobaczył uciekał gdzie pieprz rośnie... Teraz jednak nie miał jak... Manuel zszedł go od tyłu.
- Gregor... Proszę nie uciekaj... Porozmawiajmy...
Schlierenzauer nic nie powiedział. Poszedł tylko za Fettnerem.
Ten po długiej wędrówce stanął w końcu w pomieszczeniu, które znajdowało się obok restauracji.
- Słuchaj... Wiem, że na ciebie nakrzyczałem, wyzwałem i nie wiadomo co jescze... Ale chciałbym cię przeprosić... Po prostu nie umiem żyć bez tego twojego czasami dziwnego, ale za to oryginalnego że tak powiem "pajacowania..." nie obraź się za to określenie... Ale na prawdę mi ciebie brakuje...
Po tym wyznanie Gregor patrzył jeszcze przez długi moment na kolegę...
- Wybaczam... I przepraszam...
Zdołał odpowiedzieć tylko tyle. Podali sobie ręce na zgodę i razem poszli świętować zakończenie sezonu w Planicy...
***
Rozpoczęła się ostatnia impreza w tym sezonie. Wszyscy skoczkowie i nie tylko zebrali się, aby razem tańcować i gawędzić w najlepsze.
Maciek, Ewa, Ania i Kamil siedzieli razem przy stoliku. Młodzi nie mieli nic do gadania, słowa Kamila i Ewy były bardzo stanowcze. Musieli tak siedzieć. Nikt się nie odzywał, przy stoliku panowała największa cisza. W końcu ciszę przerwała kolejna piosenka, puszczona przez DJ-a.
- No to co? Zatańczysz? - spytał Anki Kamil. Ta nic nie powiedziała. Powoli wstała i ruszyła z bratem na parkiet. Stoch mrugnął porozumiewawczo do żony.
Kiedy dwójka odeszła, by zawładnąć parkietem, Maciek wyraźnie się rozluźnił. Nie uszło to uwadze Ewy.
- Widzę, że nie jesteś już taki spięty...
- Nie o to chodzi... Chcesz zatańczyć? - zapytał nieśmiało. Ewa nie protestowała. Dała się porwać najlepszemu przyjacielowi do tańca.
Wszystkie pary wirowały w rytmie muzyki. Szło zgodnie z planem...
***
Na parkiecie po godzinie tańczenia zostały tylko dwie pary: Kamil z Anią i Maciej z Ewą.
Kamil i Ewą zaplanowali ten czas... Pokierowali się i tańczyli teraz po dwóch odległych od siebie częściach sali.
Teraz to nie Maciek, a Ewa przejęła prowadzenie w ich parze. Kamil i jego żona zakręcili swoimi partnerami, a ta dwójka znalazła się nagle na samym środku w swoich objęciach... Nikt do końca nie wiedział jak to się stało...
***
Patrzyli sobie w oczy, czuli w środku złość, mieszaną z czymś dziwnym w rodzaju... Miłości?
Na sobie mieli wzrok wszystkich znajdujących się w pomieszczeniu i nie tylko. Wszyscy patrzyli w ciszy i czekali na to ci się wydarzy. Ci stali w pozie do walca... W końcu Maciek się odezwał...
- Ania... Ja...
Dziewczyna zatkała mu usta palcem.
- Ciii... Nic nie mów...
Przytulili się.
Nagle Jasiek z Dawien i Olkiem wstali ze swoich miejsc. Zaczęli krzyczeć.
- Gorzko, gorzko!!! - słychać ich było w całej okolicy.
Tańczący spojrzeli sobie w oczy... I chwilę później już trwali w pocałunku...
Wszyscy cieszyli się, wiwatowali... Johan, który przyszedł razem z Leną, także został poproszony z dziewczyną na parkiet. Obie pary stały razem z wielkim uśmiechem na ustach.
Kamil stał obok z Ewą. W jego oku kręciły się łzy.
- Nie płacz... - Ewa powiedziała troskliwie. Przetarła ręką łzę ściekającą po policzku.
- Tak szybko dorastają... - przytulił żonę, jednak nie spuszczałem wzroku z szczęśliwych par...
***
- Chciałbym, razem z kolegami wznieść toast za zdrowie i szczęście nowych zakochanych!!! - Fannemel wzniósł kieliszek do góry. Kiedy było już po toaście wszyscy razem znów pobiegli na parkiet, by móc świętować te chwile wspólnie...
*******
To już niestety koniec tej historii...
Mam nadzieję, że się Wam podobała... :) Ja przeżyłam przy niej najlepsze i najgorsze chwile w swoim życiu... Muszę to przyznać... Pisało mi się wspaniale, kiedy dostarczaliście mi siły, wspomagając mnie licznymi wyświetleniami oraz motywującymi komentarzami, za co bardzo Wam dziękuję.
Jesteście KOCHANI!!!
Cieszę się że przez ten cały czas byliście tutaj obecni...
"To już koniec..." - tak właśnie brzmi tytuł tego epilogu...
To nie jest koniec... Bo każdy koniec ma także i początek...
Jeszcze raz dziękuję Wam za wszystko...
Jeszcze raz zapraszam Was na nową historie...
Być kimś dla kogoś...
Liczę, że to opowiadanie też się Wam spodoba... :)
wtorek, 16 czerwca 2015
sobota, 13 czerwca 2015
Rozdział 13
Rozdział 13
"Gdy jest o krok od końca..."
***
"Gdy jest o krok od końca..."
***
Samolot
doleciał na miejsce i wylądował na lotnisku w Krakowie.
-Jej... Jak tu
pięknie! - powiedział wysiadający w latającej maszyny Manuel.
Zawsze lubił przylatywać do Polski.
Zaraz za nim z
samolotu wyszedł Gregor. Ten, kiedy zobaczył kolegę, od razu
zawrócił, wpadając tym samym na Kamila i Ewę.
-Hej, Gregor!
Gdzie ci tak śpieszno? - zapytał Kamil.
-A no wiecie...
Chcę jak najwięcej zwiedzić podczas tego pobytu tutaj...
-Spokojnie na
to będzie czas... Teraz chodź z nami... - powiedziała Ewa.
-Niestety nie
mogę... Powiedziałem Kuttinowi, że mu pomogę... Przenosić
bagaże... - wykręcał się
jak mógł. Nie
chciał być tam, gdzie Michael. Kamil rozejrzał się i jego wzrok
padł na trenera Austriaków. Był uśmiechnięty i rozmawiał
właśnie z Kruczkiem i Stoecklem. Nie wyglądał jak ktoś, kto
potrzebowałby pomocy Gregora.
-Chodź... -
zaśmiał się Stoch i razem poszli w stronę taksówek.
***
Dojechali do
granic Zakopanego... Tam czekali na nich zawsze wierni mieszkańcy
tego pięknego miasta i najlepsi kibice. Wszyscy przywitali ich
wesołymi okrzykami, oklaskami oraz piękną, góralską muzyką.
Kadra Polaków była wręcz wniebowzięta. Zarówno ich jak i
zagranicznych skoczków rwało to tańca. Chcieli już wyskoczyć z
ciasnych taksówek i zacząć ruszać się w rytm muzyki. W końcu
byli na miejscu. Wyczołgali się szybko i pognali na parkiet w
rytmie skocznych melodii.
***
Maciek i Ania
nadal nie odzywali się do siebie. Po tym co wydarzyło się ostatnio
na korytarzu w hotelu, stracili pewność na to, że jeszcze kiedyś
się pogodzą.
Siedzieli sobie
po dwóch bardzo odległych stronach stołu. Starali się nie zwracać
na siebie większej uwagi. Czasami ukradkiem spoglądali na siebie,
ale na nic jednak się to zdało...
Powoli już
wszyscy wiedzieli o tym co zrobiła Karolina. Wszystkim znane były
obie wersje wydarzeń. Polacy postanowili pomóc Maćkowi odzyskać
Anię. Wkrótce wiadomości dotarły także do Norwegów. Ci także
chcieli odzyskać dawnego, może nie zawsze wesołego, ale
„normalnego” Macieja. Tego, którego wszyscy znali i kochali.
Ania też była
nie w sosie... Nie umknęło to między innymi Austriakom. Swoją
obecnością chcieli pocieszyć Anię... Ta jednak odmawiała
jakiejkolwiek pomocy...
-Maciek, chodź
potańczysz, odprężysz się... - Piotr próbował wyciągnąć
kolegę na parkiet. Na nic jednak jego starania...
-Piotrek... Daj
mi spokój... - potarł ręką wielką śliwę, którą miał na
policzku. Bardzo go to bolało. Ukrywał to, bo nie chciał, aby
poświęcano mu wiele uwagi.
***
-Ania? - Ewa
weszła do pokoju, gdzie siedziała dziewczyna. Chciała porozmawiać
z nią o wszystkim, korzystając z okazji, że wszyscy po imprezie
powitalnej byli bardzo zmęczeni i szybko poszli spać. - Możemy
pogadać?
-A mamy o czym?
Przecież nic się nie wydarzyło... - zapłakane oczy dziewczyny
świadczyły jednak o zupełnie czymś innym.
-A może
jednak? - zapytała dokładniej.
Ania wzdrygnęła
tylko ramionami. Widać było, że teraz jest już jej wszystko
jedno, jeżeli o to chodzi.
-Sądzę, że
lepiej będzie jeżeli powiesz mi wszystko... Obiecuję, że nikomu
nic nie powiem. A kiedy się już wyżalisz, może poczujesz się
lepiej? Nie chcę dla ciebie źle... W końcu jesteś dla mnie
najbliższą rodziną, siostrzyczko... - mrugnęła do niej. - No
oczywiście, jeżeli pozwolisz mi tak na siebie mówić...
-Pozwolę... -
westchnęła ciężko. Cierpienie przeszywało jej duszę.
-A możesz mi
wszystko powiedzieć?
-No dobrze...
Powiem... - niechętnie, ale jednak zgodziła się na to, żeby
opowiedzieć swojej „siostrze” o wszystkim, co od kilku dni ją
trapi. Kiedy skończyła opowiadać na zegarze w ich pokoju wybiła
trzecia w nocy.
-I to by było
na tyle... - powiedziała Ania. Jej opowieść zrobiła na Ewie
wielkie wrażenie. Jedną wersję już znała. Z drugą będzie
gorzej...
***
-Maciek...
Wiem, że nie chcesz z nikim rozmawiać... Ale może przejdziesz się
ze mną na krótki spacer?
Kot siedział w
swoim pokoju. Zamknięty sam jak palec, nie chciał nikogo wpuszczać.
Sam Kuba próbował już wiele razy... Na nic jednak się to nie
zdało. Ewa postanowiła skorzystać z sytuacji i sama spróbować
przekonać go, aby wyszedł.
-Ewa, proszę,
nie lituj się nade mną... Ze mną już nic się nie da zrobić...
Nic nie poradzisz... Przykro mi. - jego głos zza zamkniętych drzwi
mówił sam za siebie. Smutny, pełen wielkiej rozpaczy i lęku przed
tym co ma być.
Dziewczyna
uparcie jednak stała dalej pod ścianą naprzeciwko wejścia do jego
pokoju.
-A może
jednak? - zapytała po paru minutach stania w ciszy.
-Nie licz na
to... - miała wrażenie, że on... Płacze...
-Maciek...
Proszę, wpuść mnie... Nie musimy nigdzie wychodzić, jeżeli nie
chcesz, ale chociaż porozmawiajmy...
-A możemy nie
rozmawiać? - znowu ten głos... W niczym nie przypominał tego
sprzed kilku dni.
-Dobrze, zgodzę
się na wszystko... Tylko proszę cię raz jeszcze... Wpuścisz mnie?
Słyszała
tylko powolne kroki stawiane na podłodze. Następnie chłopak od
kluczył pokój i wpuścił przyjaciółkę.
***
-No to kto jest
chętny na mały trening? - zapytał wesoły Kruczek.
Z wielką
chęcią zaprosił wszystkich swoich „najukochańszych
podopiecznych” na „lekki” trening na Wielkiej Krokwi. W końcu
trzeba wykorzystać chwile, które mogą spędzić w Polsce. Wielu z
nich stało już przed nim... Był Kamil, Piotrek, Janek, Olek,
Dawid... Brakowało jednak Maćka...
Na pytanie
Łukasza nikt się nie odezwał... Wszyscy odwracali wzrok, gwizdali,
udawali, że ich nie ma...
-Widzę las
rąk... Kogo by tu wybrać... No cóż... Nie chce się wam
poćwiczyć? Chciałbym już wybrać skład na konkurs drużynowy...
Wszyscy
spojrzeli na niego w jednym momencie zainteresowani tematem.
-To ja mogę
wziąć udział sam jak nikt nie chce... - powiedział nieśmiało
Jasiek.
-Ej! To ja
chciałem! - Kamil uśmiechnął się do kolegi.
Po chwili już
wszyscy byli chętni do wzięcia udziału w treningu, a potem w
konkursie drużynowym. Bardzo zależało im, żeby wystąpić przed
„własną publicznością”.
-Cieszę się,
że wasze zainteresowanie jest takie duże... - sarkastycznie rzucił
Łukasz. - Dzięki wam nie wiem już kogo wybrać do drużynówki...
Zdecydowanie za dużo chętnych!
-Niech trener
wszystkich weźmie! - Piotrkowi znów dopisywał dobry humor.
-Tak chyba
będzie najlepiej... - powiedział Dawid.
-A tak
właściwie... Gdzie jest Maciek? - zapytał Janek.
-Nieważne...
Przyjdzie później... - powiedział Kamil...
***
W pokoju
panowała kompletna ciemność i cisza. Jedyne co było słychać to
dźwięk ich oddechów i ludzi rozmawiających na ulicy. Delikatne
światło padało przez uchylone okno. Po kilku krótkich minutach
oczy Ewy przyzwyczaiły się do panującej tam ciemności. Zauważyła
zarys chłopaka, który siedział naprzeciwko niej. Głowę miał
zwróconą w stronę okna. Łza spływała po jego policzku i
pobłyskiwała w lekkim słońcu przebijającym się przez ciemne
zasłony. Dziewczyna nie chciała zaczynać rozmowy. Jeśli Maciek
zechce to o wszystkim opowie. Byle by tylko chciał...
***
-Ania... Może
pójdziesz gdzieś ze mną? - zapytał Kamil, kiedy po udanym
treningu wrócił do domu. Ewy jeszcze nie było.
-A gdzie
miałabym pójść? - zapytała.
-A no wiesz...
Co powiesz na mały spacerek?
-Nie mam
ochoty...
-Coś cię
boli?
-Nie...
Wszystko jest dobrze.
-Anka... Nie
mów tak... Przecież widzę... Maciek?
-Nie wypowiadaj
przy mnie tego imienia! - krzyknęła i rzuciła w niego z całej
siły poduszką, która jeszcze przed momentem leżała obok niej.
Dziewczyna ze
łzami w oczach zamknęła się w łazience. Było jej przykro, że
nawet jej własny, rodzony brat nie jest w stanie zostawić jej samej
w spokoju.
***
Minuty
mijały... Ewa podniosła wzrok z podłogi na okno.
-To nie przeze
mnie... - kiedy usłyszała jego głos po tak długiej ciszy
podskoczyła na fotelu przestraszona.
-Tak myślisz?
- dziewczyna była jednak innego zdania.
Chłopak
odwrócił głowę w jej stronę. Spojrzał swoimi dużymi oczami,
które teraz były zapuchnięte przez płacz.
-Nie wierzysz
mi? - zapytał pełnym rozpaczy głosem.
-Przepraszam
Maciek, ale po tym wszystkim co słyszałam... Po prostu jest mi
trudno... I to bardzo.
-Ona ci coś
innego powiedziała?
-Nie
rozmawiałam z nią... - odwróciła wzrok. Kłamała. Nie potrafiła
mu spojrzeć prosto w oczy.
-Rozmawiałaś...
- zeskoczył z łóżka i wyszedł z pokoju. Trzasnął tylko
drzwiami. Potem słychać było tylko zgrzyt zamykającej się furtki
i kompletna cisza.
***
-Ania, Ania!
Jesteś tam? - pytał pukając w zakluczone drzwi. Nic go teraz nie
interesowało, skupiał się tylko na tym, żeby jego siostra wyszła
na korytarz.
Minęło parę
bardzo długich minut, które wydawały się być godzinami, dniami,
a nawet latami. Nagle coś kliknęło. Kamil odsunął się i stanął
jak wryty. Wejście od łazienki otwarło się, a w nim stanęła
dziewczyna ze spuchniętymi oczami.
-Nienawidzę
was... - powiedziała, wybuchnęła głośnym płaczem i wybiegła na
dwór.
Kamil potem
długo jeszcze patrzył przez okno na osobę, która oddalała się
szybciej niż by się mogło wydawać, aż w końcu znikła w
oddali...
Wyjął komórkę
z kieszeni i wybrał numer Ewy...
-Moja część
planu też już wykonana. Poszła w stronę kawiarni...
***
Biegła...
...biegł...
… i bum.
-Uważaj, jak
leziesz! - powiedzieli wręcz równocześnie. Popatrzyli po sobie.
Szybko wstali,
otrzepali z ziemi i spojrzeli sobie prosto w oczy.
-Możemy
porozmawiać? - zapytał Maciek.
-Nie wiem...
Chyba nie mamy o czym... - odpowiedziała Ania.
-Proszę...
Anka odwróciła
się na pięcie i stanęła jak słup soli. Stał za nią nikt inny
jak Kamil. Mina jej i Maćka była bardzo zdziwiona. Stoch skinął
na kogoś głową. Ten „ktoś” stał za nim... Maciek spojrzał
za siebie. Stała za nim Ewa.
-No to może
się przejdziemy do kawiarenki? - spytał Kamil. Nie usłyszał
żadnego słowa sprzeciwu. Tak też poszli...
***
-Jutro są
zawody!!! - krzyknął Piotrek wchodząc do pokoju, gdzie siedzieli
Janek, Dawid i Olek.
-Dobrze, dobrze
Piotrusiu! - Jasiek starał się go uspokoić. - A tak w ogóle...
Gdzie Kamil i Maciek? Kota to już chyba dwa lata nie wiedziałem!
-Nie dwa lata,
co najwyżej trzy dni... - poprawił go Dawid. - no bo chyba
widzieliście się w samolocie i w ogóle?
-Chyba tak... A
może nie? Już sam nie nadążam nad tym wszystkim...
Nagle rozległo
się po pokoju głośnie pukanie...
-Chłopaki!?
Jesteście tam!? - usłyszeli głos zza drzwi.
-No to już po
nas... - Piotrek złapał się za głowę.
-Cii...
Złotousty nie kracz! - Janek przyłożył sobie palec do ust.
Podszedł do drzwi i uchylił je delikatnie. - O... Witamy naszego
kochanego trenera... Ładną pogodę dzisiaj mamy... Nieprawdaż?
Wszyscy
zwrócili głowy ku oknom. Za nimi pochmurne niebo i lekki wiaterek.
„No to
wpadłem...” - pomyślał sobie Zioberek.
-Ja właśnie
do was w pewnej sprawie... Chodzi o to, że przed chwilą była ładna
pogoda... A chwila, gdzie reszta??? - spytał zdziwiony.
-Ano, Kamil
jest u Maćka... No a Maciek... Nikt mi nie chce powiedzieć gdzie
jest! - ostatnie zdanie wypowiedział ze złością w głosie,
zwracając się w stronę kolegów siedzących jak aniołki na
kanapie.
-Dobra,
dobra... Już wszystko wiem... A przypadkiem nie mieliście czegoś
zrobić? - zapytał podejrzliwie.
-Hmmm... A może
poodkurzać? - spytał Żyła.
Spotkał
złowrogi wzrok Łukasza.
-Nie chyba
jednak nie... - dokończył.
-Naprawdę nikt
z was sobie nie przypomina? - miał już zrezygnowany głos...
Musiało chodzić o coś... chyba ważnego...
Wszyscy
odwracali głowy, z nadzieją, że Łukasz w końcu przejdzie do
rzeczy. Musieli jednak przyznać... - nie wiedzieli o co mu chodzi.
-A nie
przypomina się wam przypadkiem, że mieliście być dzisiaj na
treningu? - tak... powiedział...
Wszystkim nagle
rozjaśniły się myśli... Rzeczywiście, mieli być. I to już
ładnych parę godzin temu. Ale to w końcu jeden trening... Chyba
nic aż tak wielkiego się nie stało?
-Trenerze,
spokojnie... Nie wierzy trener w nas? - zapytał Piotr.
-Oczywiście,
że w was wierzę. Nie wiem kim bym musiał być, żeby tego nie
robić. I nie myślcie sobie, że to jeden trening to nic się nie
stanie. - tutaj zwrócił się w stronę Janka i Piotrka, którym
właśnie takie myśli krążyły po głowie. Zaczerwienili się
nieznacznie. - Chodzi tutaj o to, że byli tam wszyscy. I wszyscy się
pytali gdzie jesteście. Chciałem wybrać skład na drużynówkę i
konkurs.
-Mógł trener
zadzwonić... - powiedział Piotrek.
-A ty myślisz,
że co robiłem? - zapytał.
Wszyscy
spojrzeli na ekrany swoich komórek... Liczba nieodebranych była
duża. U każdego po kolei około 30. Olek ze zdziwienia upadł na
poduszkę.
-Jestem
ciekawy, czy jakbyście mieli innego trenera, to może
pamiętalibyście o treningach? - wzrok Kruczka posmutniał.
-Ale to trener
jest najlepszy! - zawołał Piotrek.
-Porozmawiamy
później... - rzucił na odchodne.
***
-Nie będę tu
siedzieć – powiedziała Anka.
-Nie jestem
głupi... Wiem, co się święci... - rzucił Maciek.
Razem z Anią
spojrzeli na siebie.
-Nie chcę cię
znać! - powiedzieli w równym momencie.
Ewa popatrzyła
na Kamila. Ten był nadzwyczaj spokojny. Ania i Maciej rozeszli się
do dwóch odległych rogów pomieszczenia.
***
Konkurs miał
się zaczynać już za chwilę...
*****
Przepraszam Was bardzo, że ten rozdział ukazuje się tak późno... I po takiej przerwie.
Niestety w ostatnich tygodniach miałam bardzo wiele na głowie... M.in. naukę, a także wiele nieprzyjemnych sytuacji w szkole... Mam nadzieję, że jednak mi wybaczycie moją bardzo długą nieobecność...
Coraz bardziej historia zbliża się ku końcowi...
Już niedługo pojawi się epilog...
wtorek, 9 czerwca 2015
Subskrybuj:
Posty (Atom)