A oto i drugi rozdział 5 części... Rozpoczynamy od Żyły! ;-) to miłego czytania!
-Spokojnie! To pewnie przez to, że cię zobaczyła! - zaśmiał się Żyła.
-Mi akurat nie jest do śmiechu jeśli już o to ci chodzi! - Maciek denerwował się jak nigdy... - Weź lepiej zadzwoń do Dawida, Jakuba i Kamila, albo Ewy i powiedz im, że jesteśmy w szpitalu! Zajmij się czymś!
-Spokojnie, człowieku!
-Przepraszam, Piotrek... Poprostu bardzo się o nią martwię... Człowiek nie mdleje i nie trafia na stół tak przez przypadek... - usprawiedliwiał się mulat.
-A może zemdlała bo zobaczyła ciebie? - powtórzył swoje przekonania - Ja bym zemdlał! - powiedział Wiewiór i zaczął udawać mdlejącego człowieka. Trzeba powiedzieć, że wyglądał naprawdę wiarygodnie.
-Proszę cię, Żyła! Starczy mi, że jedna osoba leży na stole operacyjnym! - kiedy to powiedział jego uwagę przykuło dziwne zachowanie lekarza wychodzącego z sali, gdzie właśnie operowali Anię. Chciał się dowiedzieć co takiego dzieje się z siostrą jego bardzo dobrego przyjaciela.
-Słuchaj, to teraz ty podzwonisz do wszystkich, których masz w kontaktach, co jechali z nami na zawody, a ja zaraz wracam...
-Dobrze Maciejka! Tak zrobię! - wyjął komórkę z kieszeni, a Maciej wstał z krzesła i poszedł w stronę lekarza, który prowadził nerwową rozmowę z pielęgniarką.
Nie zdążył jednak przejść kilku kroków, kiedy zadzwoniła mu w kieszeni komórka. Odebrał nie patrząc nawet kto dzwoni.
-Halo?
-Hej! - przywitał się wesoło Piotrek. Maciek odwrócił się na pięcie i spojrzał na siedzącego kolegę, który też patrzył w jego stronę.
-Piotrek, proszę! Nie wygłupiaj się!
-Kazałeś mi dzwonić do wszystkich, których mam w kontaktach, którzy jechali z nami na zawody, a ty jesteś tutaj na liście pierwszy... No więc dzwonię!
-Ale ja tu jestem! I chyba wiem, że jestem w szpitalu, nie?
-Ja bym nie był taki pewien!
-Dobra... Nie wygłupiaj się, tylko zadzwoń do wszystkich pokolei, teraz już tak na serio, ale nie do mnie! A ja zaraz wrócę! - powiedział i nie czekając na to co powie Złotousty rozłączył się szybko i poszedł dalej.
Z kroku na krok coraz bardziej słychać było, co tłumaczy lekarz pielęgniarce... Usłyszał coś na temat tego, że coś się nie udało, że jeszcze nie wiadomo jak to do końca będzie, i że nie wie co takiego ma powiedzieć, jak to wytłumaczyć... Maćkowi nasuwało się tylko jedno pytanie: O KOGO TU CHODZI? Znowu zaczął się martwić... A co jeżeli to z Anią jest coś nie tak? A co... Nie, to nie mogło się tak skończyć... To niemożliwe, żeby... umarła...
***
-No hejka Kamilek!
-Cześć Piotrek... Coś się stało?
-A czemu od razu, że coś się stało? Spokojnie!
-No bo przecież ty nigdy nie dzwonisz tak poprostu... Albo coś się stało, albo ktoś ci kazał, albo... Nie nie mam dzisiaj urodzin!
-Ale tak czy siak wszystkiego naj życzy ci jak zawsze najlepszy Piotrek Żyła!
-Dobra, dobra niech ci będzie... Ale mów już... Coś nie tak z tobą? Odszukałeś już wszystkich?
-No właśnie Maciejkę i Ankę znalazłem, tylko jest taki problem... Jesteśmy w szpitalu... Ale nie denerwuj się... Maciek już wszystko załatwia... Tylko Ania...
-Co Ania?
-Operują ją... - powiedział cicho, jak nigdy.
-Już tam do was jadę... Z Ewą... Czekajcie... - komórka wyleciała Kamilowi z ręki i głośno uderzyła o podłogę.
***
-No Dawid... Jesteś sam? - spytał Żyła przez telefon.
-Nie. Jestem z Kubą... Właśnie szukamy Maćka... - odpowiedział koledze.
-Dobra, nie szukajcie Maciejki, bo ona tu ze mną jest... Jesteśmy w szpitalu, operują Anię...
Dawidowi serce na chwilę stanęło. Bał się co teraz będzie. Jakub widząc dziwne zachowanie kolegi wziął od niego telefon.
-Hej Piotrek, to ja.
-Hejka Kubuś... Przyjedźcie do nas do szpitala... Szybko... Może jeszcze złapiecie Kamila i Ewę bo oni też już jadą...
-Dobra... Spróbujemy... A co się stało? Coś nie tak z Maćkiem? - dopytywał się.
-Nie... Z Maciejką jest wszystko okey... Gorzej z Anią...
Jakub zrozumiał o co chodzi... Rozłączył się szybko nie dając nawet dokończyć Piotrkowi i razem z Kubackim poszli w stronę parkingu.
***
-Przepraszam... Mogę z panem porozmawiać? - spytał Maciek lekarza, który rozmawiał z pielęgniarką. Odwrócił powoli głowę i zmierzył go wzrokiem od stóp do głów. Spojrzał na pielęgniarkę, która pomachała głową.
-No dobrze... Niech pan idzie ze mną. - powiedział jak od niechcenia i zaprowadził Macieja przez szklane drzwi.
Szli wąskim korytarzem. Z niektórych miejsc oślepiały go jaskrawe żarówki. Przejście prowadziło przez wiele wiekszych sal. Mijali wiele drzwi, z których słychać było narzekających pacjentów. Przy kilku z nich biegały troskliwe pielęgniarki. Lekarz szedł przed nim, nie odezwał się przez całą drogę. Po kilku minutowej drodze doszli do końca korytarza. Znajdowały się tam duże drzwi. Mężczyzna uchylił je i poczekał aż Maciek wejdzie do środka. Kiedy już się tam znalazł nie mógł uwierzyć własnym oczom...
***
-To chyba tutaj! Skręćcie w lewo! - powiedział Kamil do wszystkich. Dostał szczegółowe wskazówki od Piotrka jak do niego trafić.
-Jesteś pewien? To przecież Piotrek! - Kuba nie był pewien, na ile można mu "ufać". Zwykle dzięki jego wskazówkom się gubili... Ale znowu w sytuacjach "kryzysowych" Żyła potrafił zachować zimną krew. Minęli zakręt zgodnie ze wskazówkami i zobaczyli Piotra siedzącego na krześle obok wejścia do jednego z gabinetów lekarskich. Kiedy usłyszał, że ktoś się zbliża, podniósł głowę, ale zadowolony to on nie był... Gdzie zniknął uśmiech Piotra Żyły? Takie pytanie zadawał sobie Kamil...
-Piotrek! No opowiadaj wszystko! Gdzie Maciek? A Ania? Co z nimi? - dopytywał Stoch. Martwił się o swoją siostrę. Nie wiedział, czy poinformować o jej stnie rodziców, ale kiedy on sam jeszcze nic nie wiedział! Postanowił zadzwonić do nich później...
Żyła w skrócie opowiedział im jak to zastał Maćka trzymającego Anię na rękach koło pnia, potem jak gonili za taksówkami, bo nie mogli się dodzwonić na pogotowie...
-A Maciej? - zapytał jeszcze Dawid.
-Poszedł porozmawiać z lekarzem... Razem gdzieś polazli... Powiedział mi, że mam do was podzwonić, więc tak zrobiłem... Widać było, że się martwi...
Teraz to już wszyscy martwili się o Anię... Biedną Anię... "Anię z zielonego wzgórza..."
***
-Wiecie może gdzie są "moi"? - pytał po zawodnikach i trenerach Łukasz. Nie wiedział, gdzie oni są. Próbował się do nich dodzwonić, jednak na próżno. Żaden z pytanych nie znał jednak odpowiedzi.
-Widziałem ich jakoś rano... I potem po konkursie, ale nie wiem gdzie są... - mówił Severin Freund. Podszedł do nich zaciekawiony Freitag.
-Coś się stało? - spytał.
-Szukamy Polaków... Widziałeś ich może gdzieś? - wyjaśnił Severin.
-Hm... Niech no pomyślę... Tak... Widziałem przed chwilą Kamila, Ewę, Dawida i Kubę jak wsiadają do taxówki i odjeżdżają, ale nic nie mówili... Nie wiem, gdzie jechali...
-Do taxówki? Jesteś pewien? - chciał upewnić się Kruczek.
-Tak, jestem. Była taka niebieska... A w środku siedział taki pan, blondyn w marynarce, z odznakami. Ale niestety nie wiem w którą stronę pojechali... - tłumaczył Richard.
-Dobra, dzięki za informacje, chłopaki! - rzucił tylko na odchodne i pobiegł w stronę parkingu szukać taksówkarza.
Biegł przed siebie. Po drodze spotksał jeszcze inne osoby z kadry, którym powiedział, że idzie szukać swoich podopiecznych. Zgodnie przystali na propozycję.
-Dzień dobry... - przywitał się z panem, który siedział w taksówce i idealnie pasował do opisu Frietaga. - Czy zawoził gdzieś pan skoczkow narciarskich z Polski?
-Że co? - spytał taksówkarz.
-Skoczkowie... Z Polski!
-Że co? - pan z taksówki mówił coraz głośniej... Na oko miał około 60 lat... Z ucha wystawał aparat... "No to już wiadomo" - pomyślał sobie Kruczek... - "Będzie ciężko".
-No wie pan! Skoczkowie! Z Polski! Warszawa... Zakopane... - Kruczek próbował jak najbardziej przybliżyć mężczyźnie sens swojej wypowiedzi. Niestety powoli brakowało mu pomysłów. - No, panie! Polska! P-o-l-s-k-a! - przeliterował... Zaczął nawet gestykulować na różne strony.
-Aaa!
-Tak? Zrozumiał pan? - Łukasz rozweselił się trochę.
-Schlirenzauer?
-Nie, nie Austria! Polska!
-Aaa... Freund?
-Nie, nie Niemcy! Polska proszę pana! - powoli zaczęło mu brakować cierpliwości. Chciał już zrezygnować...
-Aaa! Żyła!
-Tak! - ucieszył sie trener. - Tak, Żyła!
-Stoch?
-Tak!
-Kot? Kubacki? - Polska! Wiedziałem! Trzeba było tak od razu, chłopcze!
-Następnym razem będę pamiętał. - obiecał. - To powie mi pan gdzie pojechali?
-Tak! Niech pan jedzie ze mną! Zawiozę pana! - staruszek uśmiechnął się i ruszyli w drogę.
***
-Może pan tu być przez około 10 minut... Pani Anna potrzebuje wypoczynku.
Maciek nie odpowiedział. Lekarz zamknął za sobą drzwi i zostawił chłopaka samego. Ania leżała podłączona do aparatury. Jeszcze nie wybudziła się po operacji. Mulat podszedł do niej i usiadł na stojącym obok taborecie. Patrzył na dziewczynę, nie mógł oderwać od niej wzroku. Przed jego oczami nagle nastała ciemność. Próbował mrugać, ale to na nic się nie dało. Rekami chciał sie czegoś złapać, ale nagle nie miał czego. Wkońcu prawą dłonią natrafił na... jakąś osobę.
-Proszę pana! - poczuł jak ktoś klepie go po policzkach, a potem po plecach.
Nagle ocknął się i obraz przed oczami wrócił, oślepiając go promieniami światła. Kiedy już jego oczy przyzwyczaiły się do jasności spostrzegł stojącego przed sobą lekarza.
-Coś się stało? - zapytał.
-Nie, nie... Wszystko w porządku... Tylko.. Zamyśliłem się trochę... - Maciek nie chciał powiedzieć lekarzowi co takiego się mu przydarzyło... Wystarczy, że cierpiała Anka...
-Jest pan pewien? - doktor nie był przekonany.
-Tak, naprawdę... - Maciej zostawał przy swojej wersji.
-Dobrze, ale teraz już pani Anna potrzebuje wypoczynku... - powiedział dając tym samym brunetowi do zrozumienia, że musi już iść.
***
-Jak prowadzisz, baranie?! Jakim osłom dają te prawojazdy?! - krzyczał taksówkarz na cały głos.
Łukasz siedział przybity do fotela. Staruszek już jakieś siedem razy przejechał na czerwonym, dwa razy wymusił pierszeńswto... Pomijając to, że jechali w terenie zabudowanym 110 km/h! Nie odzywał się. Jego palce wciśnięte były w fotel, ale ślizgały się po skórzanej tapicerce, bo pociły mu się ręce. Dziadziuś jednak prowadził jak wariat! Nie zatrzymywał się na żadnym skrzyżowaniu... Nagle usłyszeli za sobą policyjne syreny...
-Trzymaj się chłopczyku! Gliny nas gonią! Uciekniemy im! - zawołał wesoło. Wcisnął pedał gazu jeszcze mocniej i wskazówka prędkościomierza podskoczyła wskazując 160 km/h...
***
-Powiedział ktoś może trenerowi, gdzie jedziemy? - spytał Dawid przerywając tym samym ciszę.
Wszyscy siedzieli na krzesełkach, tylko on jeden nie był w stanie usiąść. Chodził od jednego końca korytarza do drugiego, a reszta podążała za nim wzrokiem. Czekali na Maćka... Na to kiedy wróci i opowie im dokładnie o tej całej sytuacji. Dziwił ich fakt, że nie zauważyli niczego wcześniej... Przecież Ania dziwnie się zachowywała... Kiedy tak rozmyślali zobaczyli zbliżającego się Macieja. Zaraz zza rogu wyłonił się zdenerwowany Kruczek. Nie powiedział jednak nic widząc ich zmartwione miny. Maciej nie patrząc nikomu w oczy opowiedział o wszystkim co się wydarzyło, co jest Ani i też to, że jeszcze się nie wybudziła... Kiedy skończył przysiadł się na wolne krzesełko obok Kamila. Dawid nie wierzył własnym uszom. Jeszcze ta wiadomość o Schlirenzauerze, którą słyszeli kilka godzin temu... Jak on mógł to zrobić Ani? Jak mógł ją pocałować? Ciekaw był co myśli sobie teraz Kuba... Czy on powie o tym co słyszeli od Austriaków? Narazie postanowił nie przypominać starszemu Kotowi o Schlirenzauerowskich wieściach. Za dużo się wydarzyło...
-Dobra... Zaraz wrócę... Idę do łazienki... - zakomunikował krótko Kubacki na odchodne. Nikt jednak nie zwrócił na niego uwagi, co wcale go nie zdziwiło.
Nie poszedł jednak tam gdzie mówił... Jego nogi skierowały go w stronę szklanych drzwi. Nie widział żadnego lekarza, żadnej pielęgniarki, podążał przed siebie. Nie wiedział po co tam idzie, ale coś kazało mu odwiedzić Anię. Jakiś głos w jego głowie podpowiadał mu, że nie ma się zatrzymywać, że ma iść dalej... Więc tak uczynił...
***
-Nie dziwi cię to, że Polacy gdzieś zniknęli? - spytał Freund Frietaga.
-Napewno trochę... No dobra, bardzo! - przyznał. - Zwykle mówili o wszystkim Łukaszowi... A tak wogóle to wczoraj dowiedziałem się, że Kamil ma siostrę...
-Tak? A czemu mi o tym nie powiedziałeś? - zażucił koledze z kadry Severin.
-Jakoś nie było "okazji"... A widziałeś może jak taka dziewczyna, no wiesz, szatynka towarzyszy Ewie?
-No... Widziałem... Zastanawiałem się kim ona jest... A ty wiesz?
-To właśnie jego siostra! Ładna nie?
-Ty się teraz skup na skakaniu, a nie za dziewczynkami się oglądasz! - uśmiechnął się przyjacielsko do Richarda. Ten odwzjaemnił się głośnym śmiechem.
***
Biegła przed siebie nie zatrzymując się nawet na ułamek sekundy. Uciekała przed przeznaczeniem, przed losem... Nie chciała wracać do wspomnień, tych niemiłych wspomnień z dzieciństwa. Omijała je jak kałuże, ale chcąc czy nie i tak wdeptywała w wodne plamy od czasu do czasu. Chciała już zakończyć maraton, chciała poprostu zatrzymać się i nie biec już dalej... Ale jej nogi same biegły, skakały i czasami wdeptywały w mokre, niemiłe wspomnienia. Znalazła się nagle koło zamku, wielkiej wieży otoczonej murem. Drzwi w murze wygladały bardzo znajomo... Na szczęście były otwarte. Nie zastanawiając się ani chwili odwróciła się i zamknęla je za sobą najmocniej jak umiała. Przekręciła klucz w zamku i podeszla bliżej wieży. Koło niej znajdywało się małe jeziorko... Przejrzała się w nim i zobaczyła swoje odbicie. Gdzie zniknęła jej kurtka? Kozaki? Grube, dresowe spodnie? Czapka? Szal? Miała na sobie sukienkę, włosy splecione były w piękny kok, na nogach miała czerwone szpilki, a na głowie koronę... Zapomniała o wszystkim co działo się przez lata w szkole... W końcu mogła poczuć się jak księżniczka!
***
Nawet nie pukał. Wszedł, tak poprostu, ale najciszej jak tylko umiał. Bał się co zastanie za kawałkiem szkła. A ona? Leżała, śniła... Dawid podszedł bliżej. Zastanawiał się, czy może usiąść na taborecie... A może stać? Stwierdził, że chyba lepiej będzie jeżeli postoi. Widok śpiącej Ani wywołał u niego zimny dreszcz. Serce zabiło mu mocniej... Podszedł jeszcze bliżej... Nie chciał, żeby dzieliły go od niej jakieś centymetry... Nie mógł się powstrzymać... Pokusa była stanowczo za duża, zbyt silna... Chwycił jej rękę, pochylił i ich usta zetknęły się, tworząc jedność...
***
-Wie ktoś może gdzie poszedł Dawid? Nie ma go i nie ma... - zastanawiał się Maciek.
Nikt się jednak nie odezwał... Wszyscy czekali na lekarza, który obiecał, że się zjawi i powie im o wynikach operacji. To niestety nie następowało... Powagę zachowywał również Piotrek, któremu zrobiło się żal siostruni mistrzunia... Kamil w oczach miał łzy, które od czasu do czasu Ewa przecierała jedwabną chusteczką. Jakub starał się nie palnąć niczego o pocałunku Gregora i Ani... Nie chciał jeszcze bardziej martwić zmartwionych. Sam był bliski wielkiej rozpaczy, ale na wszelki wypadek postanowił zachować zimną krew. Łukasz po wyjaśnieniu wszystkiego przez Maćka nie był w stanie się odezwać, niczego skomentować. Przez ten krótki czas nie wydarzyło się nic ciekawego. Po kilku minutach, które zdawały się ciągnąć w nieskończoność, pan w długim, białym fartuchu podszedł do nich z ręką wypchaną po brzegi papierami. W drugiej trzymał długopis. Serca zabiły im szybciej. Czerwona krew popłynęła w ich żyłach tak, że aż to czuli. Czuli przeciskające się krwinki w tętnicach i naczyniach... Żołądek podchodził do gardła. A to wszystko dlatego, że zadowolony to ten lekarz nie był...
***
Zwiedziała zamek wzdłuż i wszerz. Nigdy nie była w piękniejszym miejscu. Starała się zapamiętać każdy kąt, każdy szczegół na tyle dobrze, żeby później nie mieć problemów ze znalezieniem czegokolwiek. Kręte schodzy prowadzące na najwyższe piętro do najwyższej komnaty w najwyżeszej wieży nie wyglądały już tak miło. Były strome, a w niektórych stopniach widniały wielkie dziury. Stąpała po nich lekko jak motyl. Zdawała się poprostu płynąć w powietrzu. Z kroku na krok robiło się coraz zimniej i zimniej, aż temperatura zamrażała kolejne stopnie tworząc na nich grubą warstwę lodu. Nagle potknęła się na jednym ze schodków i zleciała na dół. Jednak dziesięcio-centymetrowe szpilki nie nadawały się na taką wyprawę. Postanowiła je zdjąć i pokierowała się spowrotem na górę. Teraz powiał przeszywający, lodowaty wiatr. Nie przestraszyło to jednak "księżniczki", która pokonywała za jednym susem to dwa, to trzy stopnie. Po wielu zmaganiach z wiatrem, śniegiem i lodem doatrła do upragnionego miejsca. Na sam szczyt wieży zamkowej. Pociągnęła za mosiężną klamkę i drzwi prowadzące do komnaty uchyliły się. Poprostu weszła do środka... Była już po drugiej stronie pokoju, kiedy usłyszała jak ktoś zamyka drzwi i odchodzi. Przerażona dziewczyna szarpała klamkę, ale niestety nie zdało się to na nic. Pomyślała, że to już koniec... Z jej oczu popłynęły łzy. Kiedy tylko pierwsza upadła na podłogę... Zima zaczęła przeradzać się w późną wiosnę. Słońce przygrzewało ze wszystkich stron.
Podniosła głowę i poczuła ciepło także na sercu.
Otwarła oczy i zobaczyła całującego ją Dawida...
*****
Na tym kończy się drugi rodział 5 części. Część 6 ukaże się już niebawem, więc już teraz zapraszam Was do komentowania i czytania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz