Dzisiaj postanowiłam odpuścić sobie relację z dzisiejszego konkursu indywidualnego... Myślę, że jeżeli jutro znajdę choćby minutkę czasu nadrobię zaległości... ;-)
A co dzieje się w świecie opowiadania? Ciekawi? ;-)
Opowiadanie część 6
To już szósta część przygód naszych skoczków narciarskich... Żeby nie przedłużać, zapraszam do czytania!
Część 6
"Bo kiedyś trzeba do tego wrócić..."
***
Oddała się mu najbardziej jak mogła. Aparatura, która stała tuż obok pikała coraz szybciej w rytmie bicia ich serc. Nie chciała przerywać tej pięknej chwili, on z resztą też. Chcieli, żeby trwała w nieskończoność...
***
-Operacja się powiodła, ale narazie nie możemy nic specjalnego stwierdzić, ponieważ pani Anna jeszcze nie wybudziła się ze śpiączki. - wyjaśnił lekarz.
Nikt się nie odezwał.
-W tej chwili pozostaje nam tylko czekać.
-A co tak wogóle jej było? - spytał Maciek przerywając ciszę. - Czemu zemdlała?
-Tak naprawdę to ona nie zemdlała... Wyglądało to podobnie, nie dziwię, że się pan pomylił, jednak takie objawy mogły wystąpić dlatego, że jedna z głownych żył zablokowała się... Przepływ krwi do serca został wstrzymany... A dalej to już wiadomo. Dobrze, że pan panie...
-Maciej - powiedział Żyła.
-Panie Macieju szybko zaaragował i razem z panem...
-Piotrem - uśmiechnął się lekko Kamil.
-Tak właśnie, Piotrem... Dobrze, że przyjachaliście tak szybko... Każda sekunda była tutaj na wagę złota.
Kamil popatrzył na siedzącego koło niego Macieja. Zrozumiał, że gdyby nie on... Jego siostra... Już by jej nie było...
***
-Ania? - spytał zdyszany Dawid. Dopiero po kilku minutach zobaczył, że dziewczyna otwarła oczy.
-Tak? - spytała szatynka, której serce waliło jak szalone. Wiedziała, że prędzej, czy później chłopak zorientuje się, że ona już "nie śpi".
-Ja... Ty... Ja nie chciałem... - wyjaśnił nieśmiało odsuwając się na drugi koniec sali.
-Nie gniewam się... - uśmiechnęła się słodko i usiadła. Wskazała ręką, by Dawid usiadł obok niej. Według Ani ta historia, to co się przed chwilą stało było proste do wytłumaczenia. Królewicz wybudził ze snu śpiącą królewnę...
***
-Maciek? - zwrócił się do siedzącego koło niego chłopaka. Ten podniósł głowę i spojrzał na Kamila swoimi dużymi oczami. - Pójdziemy się przejść?
-Dobra... - mulat zgodził się, ale nie wiedział co takiego chodzi po głowie Kamykowi. Wstali oboje i powędrowali w głąb korytarza...
***
-Jak się trener dowiedział, że tu jesteśmy? - spytał ciekawski Piotrek. - Dzwoniliśmy, ale trener nie odbierał...
-Dzwoniliście? To ja dzwoniłem do was! Do każdego! - Łukasz wyraźnie się zdziwił. Popatrzył jeszcze na swoją komórkę. Zero zasięgu. No tak... Czemu wcześniej tego nie zauważył... - Dobra, nie było tematu... - dokończył szybko widząc kolejny wybuch śmiechu Żyły.
-To jak to było? - pytał znowu Wiewiór powstrzymując się od śmiechu.
-Dłuuuga historia... Pytałem wszystkich po kolei jak wpadali mi w ręce, czy was widzieli, ale niestety... Potem jakoś trafiłem do Niemców i spytałem Freunda, ale on nic nie wiedział... Szczęście, że Freitag był w pobliżu i "zaciekawił" się naszą rozmową, bo nigdy bym nie wpadł na to, że znajdę was w szpitalu!
-A jechał trener taksówką?
-Ani mi nie wspominaj! Ostatni raz jechałem taksówką! Nie no, do taksówki może wsiądę, ale napewno nie wtedy, kiedy ten gość będzie prowadził!
-Nie było źle... Ja szybciej jeżdżę... - przyznał Piotrek.
Kruczek popatrzył na niego cztery razy większymi oczami niż miał przed chwilą.
-Spokojnie! Ja jestem grzecznym kierowcą! Nie przekraczam dozwolonej prędkości! Jakby trener ze mną jechał, to by wiedział! - Złotousty parsknął śmiechem.
-Słuchajcie, jesteśmy w szpitalu, jak byście nie zauważyli... Proszę was... Trochę ciszej... - poprosiła Ewa martwiła się o Ankę.
-Już dobrze, Ewuniu! - zawołał Piotrek. Humor mu się wyraźnie poprawił. Posłał jej swój uśmieszek. - Będę cicho! - zapewnił.
***
Patrzyli na siebie. Nie odrywali od siebie oczu. Wpatrzeni jak w święte obrazki. Po chwili Ania pochyliła się i położyła swoją głowę na kolanach Dawida. Chłopaka zadziwił trochę ten gest, ale sprawił mu przyjemność. Przejechał ręką po jej kasztanowych włosach, które w świetle lamp połyskiwały barwą jasnego karmelu. Jego niebieskie oczy spoglądały na jej delikatne usta. Chciał się znowu do nich zbliżyć... Dzieliły ich już milimetry...
Ktoś zapukał do drzwi...
***
-Dziękuję... - powiedział, kiedy przekroczyli granice szpitala.
-Za co? - Maciek wyraźnie się zdziwił. Uniósł jedną brew.
-No wiesz... Gdyby nie ty... Nie wiem, co było by z Anią...
-Nie musisz mi dziękować... Ja tylko zadzwonilem po Piotrka... I potem już pojechaliśmy... Ja nie zrobiłem nic...
-Ale to TY szukałeś Ani... I to TY ją znalazłeś... Tylko TY zauważyłeś, że z nią jest coś nie tak... I tylko TY zachowałeś się w tym momencie odpowiedzialnie. Większość stanęła by tak poprostu z boku i patrzyła bo nie wiedziała by co zrobić, albo uciekła... Ale TY zaaragowałeś... I za to TOBIE teraz chciałbym podziękować...
-Ale naprawdę nie masz za co! Zrobiłem to co powinienem... Nad resztą czuwali ci na górze! - zaśmiał się cichutko. Kamil posłał mu ciepły uśmiech.
-Maciuś! Proszę! Daj sobie chociaż raz powiedzieć, że coś stało się dzięki tobie!
-No dobrze... Może chociaż raz... - zaczęli się śmiać. Nagle ze szpitala zaczęły dochodzić ich żarty Żyły, a potem krzyki Kruczka...
-Może lepiej już wracajmy... - zaproponował Kamil.
-Good idea! - pochwalił przyjaciela Maciek.
***
Pielęgniarka uchyliła drzwi.
-Dzień dobry... - przywitał się Kubacki, odskakując od Ani. Dziewczyna upadła na łóżko. Kobieta w białym fartuchu podeszła do skomplikowanej aparatury, która pikała już trochę wolniej... Pozmieniała coś, podokręcała kolorowe kabelki, rurki, podusiła parę guzików i dolała biały płyn do woreczka, który wisiał na wieszaku obok. Nadal się nie odzywając podeszła do drzwi.
-Proszę pana... Może pan opuścić na chwilę salę? I poczekać na zewnątrz? Pacjentka potrzebuje ciszy... I spokoju... - wytłumaczyła. Miała dziwny, odziwo francuski akcent...
-Dobrze... Poczekam z innymi... - powiedział. Kiedy zamykał za sobą drzwi popatrzył jeszcze na dziewczynę, która spoglądała na niego swoimi dużymi zielonymi oczami. Pokiwał jej z uśmiechem i puścił przelotnego buziaka.
***
-Piotrek! Parzy! - krzyczał Kruczek skacząc to na jednej to na drugiej nodze.
-Spokojnie trenerze! To tylko kawa! Co prawda to taka, że dopiero ją wyjąłem z automatu... Ale to tylko kawa! - zaczął się upierać Żyła.
-Patrz! Jak ja wyglądam!? - pokazywał rękami na swoje już nie niebieskie, tylko brązowe spodnie.
-No... Ten kolor do trenera bardzo pasuje... - chłopak uśmiechnął się.
Kamil i Maciek przylecieli na miejsce, gdzie Złotousty i Łukasz krzyczęli w najlepsze. Kiedy tylko zobaczyli Kruczka z mokrymi spodniami od razu wybuchli śmiechem.
-Nie śmiać się! - ostro rzucił trener, ale potem i tak uśmiechał się pod nosem...
-A co tu.... tu się takiego... stało? - zapytał Maciek przerywając kolejne fale śmiechu.
-No wyciągnąłem kawę z automatu i się poparzyłem... No i kubeczek wyjeciał mi z mojej małej rączki... I upadł na trenera... - wytłumaczył Piotr.
-Małej rączki? Poparzyłeś się? A mi tłumaczył, że to tylko kawa i napewno gorąca to ona nie była! Piotrek! - Łukasz krzyczał zdenerwowany.
Maciej poleciał po chusteczki, a Kamil rozpoczął uspokajanie Kruczka.
-No, Żyła! Na kolana i przepraszasz trenera! - zaśmiał się Kamil, kiedy młodszy Kot przyszedł z opakowaniem chustek.
Piotrek posłusznie uklęknął przed Kruczkiem. Złożył rączki i popatrzył na Łukasza wzrokiem błagającym o wybaczenie. Ten, kiedy zobaczył swojego podopiecznego pokiwał tylko głową...
-A tak wogóle to gdzie jest Kuba i Ewa? A Dawid? Jeszcze nie wrócił? - spytał Maciej.
Kamil zaciekawił się tym tematem... Jego też zdziwiło, dlaczego nikogo innego nie ma na korytarzu.
-Kuba poszedł z Ewą się przejść, a Dawid... O paczajcie! Już wraca! - zaczął Żyła. - Dawidku! - podleciał do niego zadowolony i przytulił chłopaka.
-Ale spokojnie, Piotrek! Bez przesady! - odepchnął lekko Wiewióra od siebie. - Muszę wam coś powiedzieć... A gdzie Kuba i Ewa?
-Zaraz przyjdą... A co chcesz nam powiedzieć...? - zapytał Kamil.
-O już są! - Łukasz pokazał palcem na siadających koło niego na krzesełkach Ewę i Jakuba.
-Dobrze, że już jesteście... - powiedział Dawid. - Muszę wam o tym powiedzieć...
-Już to mówiłeś! Dalej zaczynaj! - Piotr nie mógł się skupić.
-No więc... Ania się wybudziła! - zawołał radośnie.
Wszyscy powstali z krzeseł... Kamil nie mógł uwierzyć. Nie zastanawiając się nawet, pobiegł w stronę szklanych drzwi. Poczuł na swoim ramieniu czyjąś rękę. Dotyk delikatnej dłoni zatrzymał go na chwilę. Odwrócił się, żeby zobaczyć kto to. Była to Ewa.
-Kamil, spokojnie! Ania nie ucieknie! - powiedziała jak zawsze troskliwie.
Reszta podążała tuż za nimi. Nie chcieli zostawać w tyle... Nie mogli doczekać się spotkania z dziewczyną... Tylko Maciek szedł trochę dalej... Bał się.
***
-Widział ktoś Kamila? - spytał Schlirenzauer, który właśnie przekraczał próg chatki.
-Nie... Ostatni raz widziałem go na skoczni... A czemu pytasz? - spytał Bardal. - A tak wogóle to co tu robisz, kolego? - zaśmiał się, kiedy mina Gregora przybrała zdziwiony wyraz. Schliri pomylił budki...
-Ja... To ja już może pójdę... - powiedział niepewnie. Zawstydził się trochę swoją pomyłką... Czemu tu trafił? Przecież szedł dobrze!
-Zostań z nami chwilę! - poprosił Jacobsen, który stał koło okna.
Gregor nie wydawał się być zadowolony tą prośbą. Chciał, musiał... Jak najszybciej znaleść Kamila.
***
Po głowie chodziła mu słowa Stocha... Chuczały, obijały się o ściany głowy... Widział je też przed oczami. "Dziękuję... Gdyby nie ty... Nie wiem, co było by z Anią..." Rzeczywiście. Dopiero teraz to do niego dochodziło... Gdyby nie on... Nikogo innego w pobliżu nie było! A przecież przez to co się stało kiedyś... Mógł jej nie pomagać...
Z zamyślenia wyciągnął go głos Kamila.
-Maciuś! Idziesz? - przytrzymał drzwi, aby przyjaciel mógł zajrzeć do środka. Maciej nie mógł mu tego zrobić... Nie mógł uciec, więc posłusznie bez jakichkolwiek zastrzeżeń wszedł zaraz za nim.
***
Nie wiedział dokładnie o co mu chodziło, ale rozum podpowiadał mu ciągle tą jedną myśl. Miał już trochę dość dowcipów Jacobsena o nim samym, co zauważył Bardal i razem z Austriakiem wyszli na zewnątrz.
-Dzięki za ratunek, żołnierzu! - powiedział w podzięce Andersowi. Norweg zasalutował.
-Tak jest! - odpowiedział. Zaraz potem stanął już normlnie z uśmiechem na ustach. - Nie ma za co... - machnął ręką i zawstydził się troszeczkę jak mała dziewczynka.
-Wyglądasz naprawdę słodko jak na Supermana kiedy tak stoisz! - zawołał Jacobsen. Dopiero po chwili zauważyli, że opierał się o ramę drzwi. - Jeżeli moje kawały was nie bawią trzeba było powiedzieć! - zaśmiał się głośno. Wystraszył wszystkie patki ktore siedziały na oblodzonych gałęziach drzew. Kiedy się zerwały czarna chmura zalała niebo.
-Spokojnie, kolego! - Bardal posłał mu uśmieszek. - A wracając do ciebie... - zwrócił się w stronę Gregora. - Czemu szukasz naszego kochanego Kamila? Coś się stało?
-Nie nic się nie stało... Chodzi o to, że... Coś muszę mu powiedzieć... Poprostu.
-Aha... A nie dziwi cię jakoś fakt, że wszyscy Polacy gdzieś się zapodziali? Przed chwilą szukałem Maćka bo chciałem mu pogratulować dobrych skoków, ale jego jak i innych też nie widziałem. - wtrącił się nagle Jacobsen.
Gregor poczuł dziwny ścisk w żołądku. "Już wiem!" - przeleciało mu przez głowę.
-Dobra, lecę! - powiedział na pożegnanie.
-Jak ich znajdziesz to zadzwoń! - zawołał na pożegnanie Bardal.
***
Rozejrzał się po pomieszczeniu. Jego wzrok zawisł na Dawidzie, który stał z drugiej strony łóżka i przygladał się leżącej Ani. Ona też spoglądała na niego kątem oka. Czyżby...? Nie... Niemożliwe... W końcu to Dawid...
Wszyscy odwrócili się na dźwięk skrzypienia drzwi. Do pomieszczenia wszedł lekarz w białej szacie z jakimiś kolorowymi naszywkami. Zaraz za nim weszła pielęgniarka. Zaczęło się robić ciasno.
-Dzień dobry... - przywitał się lekarz. Reszta odpowiedziała chórem. Tylko Dawid i Ania popatrzyli na siebie porozumiewawczo. Pielęgniarka podeszła do apatarury i powciskała parę guzików. Po chwili bez słowa wyszła. Lekarz wziął długopis z kieszeni do ręki i napisał coś w swoim notatniku. Następnie (także sie nie odzywając) pokierował się w stronę drzwi. Parenaście par oczu wpatrzonych było w zamykające się drzwi.
***
-Wie pan jak dojechać do szpitala? - zapytał Schlierenzauer pana, który siedział w środku taxówki.
-Ależ oczywiście! Niech panowie wsiadają! - odpowiedział staruszek.
-Panowie? Ale ja sam jadę! - powiedział Gregor.
-Co?! - zapytał staruszek. - Nie usłyszałem... Powtórz kochany!
-Ja jadę sam! Nikogo ze mną tu nie ma!
-A ten pan koło pana to kto? - pokazał palcem na stojącą obok Austriaka osobę.
Schlieri odwrócił głowę i zobaczył stojącego obok Fettnera. Manuel uśmiechnął się szyderczo.
-No, to gdzie jedziemy? - zapytał uśmiechnięty. Wydawało się, że zaraz pęknie z radości.
-A co ty taki szczęśliwy? - odpowiedział pytaniem Gregor. Wiedział o co chodzi, ale chciał się jeszcze upewnić, żeby nie palnąć czegoś głupiego.
-A no wiesz... Spotkałem Bardala... Powiedział mi, że szukasz Kamila i że biegłeś w tą stronę, więc pomyślałem, sobie, że może przyjdę cię odwiedzić...
-Powiedz na serio po co przyszedłeś... Śledziłeś mnie? - wiedział już o co chodzi.
-Tak... Znaczy nie... Nie no, gdzie ja! - zaczął się usprawiedliwiać. Nie zabardzo mu to jednak wychodziło, głównie dlatego że nie mógł skończyć się śmiać. - No to kiedy jedziemy? Do Ani...? - wybuchł jeszcze głośniejszym śmiechem. Nawet staruszek z taxówki zaczął chichotać.
-Uh... No dobra... Wchodź, pojedziemy do szpitala... Wyjaśnię ci wszystko po drodze! - powiedział i wsiedli do samochodu. Wiedział, że Manu nie da mu spokoju i będą to najcięższe chwile jego życia.
*****
Znów kończymy na Austriakach i Gregorze. A także na niedokończonych myślach Polaków.... Hm... Ciekawi co będzie w następnej części? Uwierzcie że ja też... ;-)
UUU! ;) Czekam na następne części! robi się ciekawie!
OdpowiedzUsuńIm więcej osób zainteresuje się tym blogiem tym na pewno będzie lepiej.Takie jest moje skromne zdanie na ten temat.
OdpowiedzUsuńTen blog na pewno jest bardzo ciekawy. Będę tutaj wracał.
OdpowiedzUsuńJestem takiego samego zdania jak mój poprzednik. Nic dodawał nie będę.
OdpowiedzUsuńPage
OdpowiedzUsuńWeb
OdpowiedzUsuń