niedziela, 4 stycznia 2015

[Opowiadanie] Część 2

Jeżeli jeszcze nie widzieliście pierwszych części opowiadania a chcielibyście zacząć "od początku" wejdźcie [tu]

No dobra... Kolejna część


Cześć 2
"Wspomnienia z dzieciństwa"

Kamil biegł przed siebie... Słyszał tylko jak Ewa go woła i zrezygnowana życzy mu powodzenia...

-Dlaczego? Dlaczego? - powtarzał sobie w duchu Kamil. - Dlaczego ona? Dlaczego teraz? Po tylu latach?

Nie mógł sobie tego wyobrazić. Wpadł do góry i patrzył który skacze zawodnik...

-Jeszcze pięciu! - usłyszał znajomy głos... Obejrzał się, a za nim stała znajoma postać...

- O... Hej Gregor... - odezwał się do stojącego za nim Schlizenzauera. Zaraz potem odwrócił głowę i ze smutkiem w oczach gapił się na widok za szybą...

-Coś nie tak? Jesteś jakiś taki... Smutny. Zwykle jesteś happy... - mówił dalej ciekawski Austryiak.

-Nie ważne...

-Problemy rodzinne? Coś nie tak z Ewą?

-Nie... Z Ewą wszystko w porządku... Ale nie chcę o tym teraz gadać... Chyba czas na mnie! Ty też się szykuj... Zaraz skaczesz!

Kamil wyszedł, a Gregor został sam... Nigdy nie widział Kamila w takim stanie... Wiedział, że nie może tego tak zostawić! Musiał coś na to poradzić... Po chwili namysłu także wyszedł przez szklane drzwi i szedł po schodach w stronę rozbiegu.

***

-Jest to wręcz fatalny występ Polskiego reprezentanta...! - dało się słyszeć głosy komentatorów...

-Jak? Jak ja mogłem tylko tyle skoczyć!? - oskarżał siebie Kamil...

Skok na odległość 117m nie był wielkim wyczynem... 37 miejsce...

-Jak? - zadawał sobie ciągle to samo pytanie...

Równie załamany Kruczek miał pretensje nie do Stocha... Ale do siebie... Czemu puscił go w takich warunkach? Pobiegł przeprosić Mistrzunia...

-Kamil... Przepraszam... Nie powinienem był Cię puszczać w takich warunkach... - mówił zasmucony trener.

-To nie twoja wina... To moja... - mrunkął tylko pod nosem Stoch i odszedł zostawiając Kruczka samego.

Ewa szukała męża wzrokiem... Pytała wszystkich napotkanych czy go widzieli, ale żaden z nich nie udzielił jej twierdzącej odpowiedzi. Nagle ktoś popukał ją po plecach.

-Coś nie tak z Kamilem? Zaraz po skoku gdzieś poszedł... Nie mogę go znaleźć... Wszyscy pytają się gdzie jest... - mówił zdenerwowanym i równie troskliwym głosem Maciej do swojej dobrej przyjaciółki.

-Właśnie nie wiem... Nie wiem gdzie poszedł... A jeżeli coś mu się stało...? Nie wiem co siedzi mu w głowie! - Ewa bliska była płaczu. Maciek przytulił ją.

-Dzięki, że jesteś, Kocie... A... I gratuluję skoku... - pogratulowała przyjacielowi. Kiedy była smutna Maciej był pierwszą (zaraz po Kamilu) osobą do której wiedziała że może zwrócić się o pomoc... Wiedziała że młodszy Kot zawsze ją pocieszy... Byli dla siebie wsparciem... Prawie jak rodzina... Teraz również Maciek nie zawiódł... Uśmiechnęła się do niego przez łzy.

-Nie masz za co dziękować! Przecież ty też zawsze mnie wspierasz... A teraz opowiadaj... Jak to dokładnie było?

-Chwilę przed tym jak Kamil miał wjeżdżać na górę zadzwoniła mama... Chciała rozmawiać z synem... Mówiłam jej że musi już iść i wogóle, ale ona nie dawała za wygraną i poszłam i oddałam telefon Kamilowi... Słychać było, że była bardzo zestresowana... Nie chciała powiedzieć mi o co chodzi...

-I co dalej? - dopytywał chłopak.

-Słyszałam tylko fragmenty rozmowy... Kamila, który nalegał, żeby mu już coś powiedziała, ale nic więcej tylko to... A potem podejrzewam, że dowiedział się o co chodzi, bo go zamurowało, nic nie powiedział tylko oddał mi komórkę i pobiegł w stronę wyciągu... Pytałam się o co chodzi... Potem zrezygnowałam i życzyłam mu powodzenia... A teraz jeszcze ten zepsuty skok... - Ewa była coraz bardziej zdenerwowana.

-Chodź... Pójdziemy do Łukasza... Może on coś więcej wie! - postanowił Maciek i poszli.

***

-O! Dobrze, że Was widzę! - ucieszył się Kruczek na widok Maćka i Ewy. - Nie wiecie, gdzie jest Kamil? Rozmawiałem z nim przez chwilę, bo chciałem go przeprosić, że puściłem go w takich warunkach, a on wystrzelił jak petarda i poszedł przed siebie...

-My też nie wiemy gdzie jest... Właśnie przyszliśmy do ciebie, żeby się dowiedzieć... - posmutniała na tą wiadomość Ewa.

-Kamil ostatnio dziwnie się zachowuje... Już na ostatnim treningu miał jakieś wrażenie, ze coś "złego" się wydarzy... - zaczął Kot.

-W domu nie było lepiej! Zaczęłam się zastanawiać czy to aby Kamil czy... - zajrzała Łukaszowi przez ramię - KAMIL!
Uśmiechnęła się i podbiegła do odwróconej tyłem osoby. Nie zastanowiając się zawisła na jego szyi. Kamil pochylił się nad Ewą i pocałował ją w czoło. Rozpłakała się ze wzruszenia i radości, że zguba się odnalazła... Postanowiła narazie nie wracać do temetu tajemniczej rozmowy z mamą... Łukasz i Maciej patrzyli na nich w milczeniu. Ciszę przerwał znajomy głos...

-A co wy tu robicie? Czas się zbierać! Razem z Dawidkiem, Jaśkiem i Krzyśkiem urządzamy imprezę! W końcu trzeba uczcić początek sezonu i zwycięstwo Bieguna! Jesteście zaproszeni... - powiedział głośno Żyła wyrywając ich z zamyślenia.

Kot i Kruczek popatrzyli na Piotrka wyraźnie zaskoczeni. Przed chwilą skończył się konkurs... Już impreza?

-A wy znowu się ciamkacie? Błagam! Nie przy ludziach! - Piotr zauważył Kamila całującego Ewę. Łukasz i Maciek zaczęli się śmiać.

-A przypomnieć ci Justynę, Piotrek? - zażartował sobie trener.

Na samą myśl o swojej żonie Żyła wyraźnie się rozmarzył... Nagle odzyskał "świadomość".

-A Agatka? - zapytał Kruczka podejrzliwie.

Łukasz uśmiechnął się pod nosem.

***

-Kamil! Chodź! Idziemy już! Wszyscy na nas czekają! - mowiła Ewa do "nieobecnego" Stocha. Znowu był zamyślony. Podeszła do niego i usiadła obok. Postanowiła w końcu zacząć nurtujący ją temat.

-Kamil... Kochany... Co ci jest? Co takiego się stało? Czemu uciekłeś tak nagle wtedy przed konkursem? Twoja mama? Coś złego jej się stało? Była bardzo zdenerwowana...No powiedz! Proszę!

Kamil spojrzał na nią. Jego oczy były smutne... Takie... Zamglone... Przez Ewę przeszedł zimny dreszcz jakby wiedziała, że to bedzie coś co może i na zawsze zmieni cale ich życie. Stoch zauważył to, ale jednak postanowił jej wszystko powiedzieć... Wiedział, że jego żona się o niego martwi, a on nie chciał tego przed nią dłużej ukrywać.

-Wiesz... Ewa... - zaczął niepewnie. Nie wiedział jak... - Nie wiem od czego zacząć...

-Najlepiej od początku... - zaproponowała spokojnym tonem. Przystał na propozycję i wziął głeboki oddech.

-Kiedy miałem pięć lat moi rodzice zaczęli zachowywać się bardzo dziwnie. Pamiętam to dokładnie... Całe dnie przesiadywałem sam w domu. Widziałem ich tak praktycznie tylko wieczorami... Na początku kiedy się to zaczęło wraclai oboje. Z upływem czasu zaczęło się to jednak zmieniać, bo swoją obecnością zaszczycał mnie tylko tata... Mamę widywałem raz w tygodniu, a potem jeszcze rzadziej. Kiedy pytałem się go gdzie jest mama zawsze odpowiadał mi to samo... Że jest bezpieczna i że martwi się o mnie i że cały czas o mnie myśli... Ta wiadomość trochę mnie budowała... W każdy weekend siadaliśmy razem w pokoju i oglądaliśmy skoki narciarskie. Pamiętam, że zawsze skakałem po meblach chcąc naśladować każdego zawodnika... Nieważne jakiego... - uśmiechnął się na chwilę... Ta chwila nie trwała jednak długo... Ewa wciąż uważnie słuchała. - To zawsze było dla mnie takie... Rozluźnienie... Odciągnięcie od rzeczywistości... Wiedziałem... Wiedziałem, że coś jest nie tak! Nie musieli mi nic mówić! Ja to wiedziałem... No i tego pamiętnego dnia... Ojciec przyjechał do domu jak gdyby nigdy nic... Ale był jakiś... Wesoły. Powiedział tylko krótko, że musimy gdzieś jechać, bo mama na nas tam czeka z niespodzianką. No to pojechaliśmy... Zaparkowaliśmy przed szpitalem, jeden z lekarzy pokazał nam drogę długim ciemnym korytarzem pełnym licznych drzwi, aparatury... To pamiętam najbardziej... A potem tata skręcił w ostatnie drzwi na lewo, a tam leżała mama... Trzymała coś na rękach... Była to moja siostra...

Kamil zamknął oczy... Te chwile wywołały wiele mieszanych uczuć w jego głowie. Próbował o nich zapomnieć, chciał już skończyć to opowiadać! Czuł, że zaraz rozpłacze się jak mała dziewczynka. Popatrzył na Ewę, która widocznie zaciekawiła się tym co opowiada jej mąż... Siedziała jednak cicho. Pozbierał myśli i mówił dalej...

-Ten dzień zmienił moje życie o 180°. Pamietam go dokładnie, nawet nie bardzo rozumiem dlaczego... Ale to nie był koniec... To dopiero poczatek... Kiedy tylko Ania, bo tak ją nazwali, pojawiła się w domu, wraz z nią przyszły problemy. "Kamil zrób to, a zobacz tamto, zrób sramto...". Nie miałem życia przez... Ankę - jej imię ciężko przechodziło mu przez gardło. - Ania dorastała w końcu ja też. Chciałem jakoś normalnie żyć, ale ona mi to utrudniała... Nie żebym jej nie lubił... Poprostu w pewnym momemcie miałem jej dość... Kiedy powiedziałem to wszystko rodzicom... Dostalem karę, poprostu... Nie wiem dlaczego... W końcu byłem małym dzieckiem, ale mialem prawo powiedzieć wszystkim to co myślę! Lecz dzięki tej karze... Miałem czas na przemyślenia. Pewnego dnia do pokoju tata przyniósł mi parę gazet, żeby mi się nie nudziło... Tak poprostu. No dobra, no to zacząłem czytać te gazety. Moją uwagę przykuły wiadomości sportowe. Dużo pisało tam o róznych dyscyplinach sportowych w Zakopanem i nie tylko... Ale najważniejsze dla mnie były skoki narciarskie... Aż w którejś gazecie z kolei znalazłem ogłoszenie klubu, że szukają jakiś chętnych chłopców, którzy chcieliby spróbować być skoczkiem narciarskim... Pomyślałem, że to świetna okazja dla mnie. Od razu pokazałem to tacie, a on powiedział, że to mi się nie spodoba, że jest niebezpieczne i kompletnie bez sensu... No więc nie uzyskując od niego zgody, poszedłem tam sam... Przyjeli mnie bez problemu i najpierw zaczynałem na takich małych skoczniach i wogóle, ale nie teraz o tym... - popatrzył na Ewę. - nie zanudzam cię, prawda? - zapytał.

-Nie, nie zanudzasz... Wręcz przeciwnie! Opowiadaj dalej... - odpowiedziała i zmoytwowała tym bardziej Kamila do mówienia.

-Cały świat kręcił się dookoła Ani. Nikomu nie wspomniałem o tym, że trenuję, aż nadszedł w końcu czas na pierwszy w moim życiu konkurs... Nie miałem wyjścia... Musiałem powiedzieć... Na start wymagana była zgoda rodziców... No to powiedziałem... Jak zaaragowali? Nie chciałabyś widzieć... To była jakaś masakra... Więc wykombinowałem podstęp... No i się udało! Podpis zdobyty... Teraz tylko mój pierwszy konkurs w życiu... Zadzwoniłem do rodziców, żeby przyszli, bo ja jestem "widzem" i wogóle, żeby pokibicowali ze mną... a kiedy przyszli, akórat siadałem na belce... Skoczyłem najdalej i wygrałem! Miny rodziców...? Nie do podrobienia! Chyba nigdy nie byli bardziej zaskoczeni... Mile zaskoczeni... Wtedy zrozumieli, że to jednak jest coś, co chcę robić, chociażby dla przyjemności... Razem z rodzicami przyszła pięcioletnia już Anka i to chyba było najgorsze co może być... W końcu nadal nie darzyłem jej wielką sympatią... Jest to jest... Po konkursie poszliśmy na jakiś obiad do restauracji, żeby uczcić moje pierwsze zwycięstwo. Kiedy już skończyliśmy świętowanie... - Stoch nie wiedział jak ma to powiedzieć... Załamał się. Nie chciał wracać do tamtych czasów... Ale musiał... Wiedział, że musi! - Ania... zgubiła się... Przeszukaliśmy całe miasto! Całe! Caluteńkie! Zgłosiliśmy zaginięcie... Dzwoniliśmy po ludziach, pytaliśmy wszystkich napotkanych... Ale Ani jak nie było... Tak nie było... Zaginęła... Po kilku latach pogodziliśmy się z tym, w końcu trzeba było... Ja chyba przeżyłem to "najłatwiej", bo nie byłem z nią tak bardzo zżyty. Gorzej z rodzicami. Płakali dniami i nocami! Ale kiedy to dotarło do nich na dobre, ze Ani już nie ma, że się nie odnajdzie... Jakoś poradzili sobie z tą wiadomością... A to przed konkursem... Jak mama zadzwoniła... No fakt... Nie zdziwił mnie jej zmartwiony ton... Myślałem na początku, że ona chce poprostu życzyć mi powodzenia jak zawsze... Jednak się myliłem... Z daleka słychać było tatę... - Kamilowi po policzku popłynęła łza... Jedna, wielka łza, która jak cięzki głaz spadła na kolano Ewy. Wiedziała jaką wielką walkę jej mąż toczy ze sobą w środku, żeby powiedzieć to co najważniejsze... Ale Stoch się nie poddawał mówił dalej. - I wtedy mama powiedziała mi bardzo ważną rzecz... Że Anka, tak ta Anka i to po tylu latach się znalazła... - te ostatnie słowa Kamil wypowiedział wręcz w wielkiej rozpaczy... Nie mógł pogodzić się z tym, że siostra się znalazła... Jego złe wspomnienia z dzieciństwa wróciły, dlatego nie mógł się skupić... Teraz Ewa już wszysko rozumiała... Zrozumiała nawet najmniejszą część tego opowiadania w którą Kamil włożył wielki wysiłek, żeby wogóle zdobyć się na taką odwagę, by wypowiedzieć cokolwiek... Przytuliła go i zastygli w bezruchu.

***

-Oh, gdzie oni są! Czekamy i czekamy! I chyba się nie doczekamy! Mieli tu być o 18:00! Gdzież oni polazli? Trzeba będzie ich poszukać... - denerwował się Piotrek.

-Żyła... Spokojnie! Weź się opanuj! Jest dopiero 18:01, a ty mówisz tak jakby była już 23:00... Powiedzieli, że przyjdą to przyjdą! Kamil nie kłamie, a Ewa to już wcale!

-Maciek dobrze gada! - pochwalił kolegę Dawid. - a co do ciebie, Piotrek... To jak chcesz możesz iść ich poszukać, jeżeli już tak ci się dłuży...

-Tak! Już idę ich szukać! Gdzie można się spóźniać tak długo? I to jeszcze na imprezę? - mówił pełen niedowierzenia Piotrek.

-To ja już lepiej pójdę z tobą... - zaproponował Maciek - przynajmniej będę pewnien, że niczego nie wywiniesz!

Kubacki i Kot popatrzyli na siebie i zaczęli się śmiać z Żyły...

-A z czego wy się tak śmiejecie? - zapytał Wiewiór.

-Chyba nie chcesz wiedzieć... - zgadywał Jasiu.

-Pewnie masz rację... Nie słyszę was! Głośniej! - dokazywał Złotousty.

-Jak będziemy śmiać się głośniej to wystraszymy Kamila i wtedy napewno nie przyjdzie! - powiedział Krzysiu.

-Słuchajcie młodego! Ze mnie się nie śmieje! - Wiewiór nie przestawał mówić. - Dobra... Maciek? Idziesz? Chono po Kamila... - zaproponował Żyła.

-Poczekaj! Mam takie przeczucie, że już idą... - i w tym momencie do pokoju wchodzą Ewa i Kamil, oboje z czerwonymi oczami od płaczu. - Ooo... Widzieliście?

-Ale co? Co widzieliście? - zapytał Kamil.

-Maciek przed chwilą przepowiedział, że przyjdziecie nom i przyszliście... - wytłumaczył wszystko Dawid.

-Poprostu nasz Maciek ma zdolności nadprzyrodzone... - stwierdziła Ewa.

-A... Czemu... Wy... Płakaliście? - niepewnie pytał Krzysiu.

-Chłopaki chciałbym Wam coś powiedzieć... - zaczął Stoch... Owrócili się w jego stronę i zaczęli uważnie słuchać. W pomieszczeniu byłi wszyscy... Zawodnicy, trener, fizjoterapeuci, psycholodzy no i Ewa... Wszyscy, którzy przyjechali do Klingenthal słuchali teraz swojego przyjaciela...

Kamil zbliżał się już ku końcowi opowieści. Już zbliżało się to ostatnie zdanie.

-... I to po tylu latach się znalazła... - Stoch dokończył, a zza drzwi rozległo się dość energiczne pukanie... Wszyscy w pomieszczeniu odwrócili głowy... Ktoś nacisnął klamkę... Drzwi się otwarły...

-Kamil... Musimy pogadać... - odezwała się osoba zza drzwi.

*****

I jak podobała się Wam ta część? Następna okaże się już niedługo...

5 komentarzy:

  1. Ta część jest... Lepsza! Bardzo dooooooobra! Co ty robisz, że ty tak myślisz? ;-) podoba mi się, że jest coraz wiecej Maćka Kota... :-) :-) :-) wiesz czemu... :-P

    ~Maciek~

    OdpowiedzUsuń
  2. Oh... Widze że kolega mnie wyprzedzil... Oj Maciek!
    Ja za to chciałbym, żeby ciągle było tez troche Kamlika... ;-) mam nadzieje ze mnie wysluchasz KUZYNECZKO! :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. A czemu jest tak mało Dawida? :O
    A tak to zarąbiste... Mkd... :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy 3 część? ;-) i pozdro dla współredaktorki! J... ;-)

    ~Maciek~

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda, że Murańki tam nie było... :'(
    Myślę że Maciek moze wiele namieszać w życiu Kamila... :-)

    Klimek

    OdpowiedzUsuń