Rozdział 14
Epilog...
"To już koniec..."
Konkurs odbył się z obecnością wszystkich skoczków. Zwycięzcą został Maciej Kot, drugi był Johan Andre Forfang, a trzeci uplasował się Kamil Stoch. Było to wielkie święto nie tylko dla polskich skoczków, ale też i wiernych kibiców. Zadowoleni stali i krzyczeli pod skocznią. Wszyscy zebrali się wokół podium, na którym stali zwycięzcy ostatniego konkursu w Polsce.
***
Po rozdaniu medali Johan wybrał się na ławkę, tam gdzie się pakował. Niezależnie od skoczni, ani niczego innego zawsze wybierał miejsce mniej więcej w tym samym miejscu. Usiadł rozmyślając o dziewczynie... O Lenie... Nie zaczął nawet zaciągać butów, kiedy ktoś przejechał ręką po jego szyi. Dotyk czyjejś ręki był tak delikatny jak piórko, jak płatek róży. Zamknął oczy. Chciał się jak najdłużej rozkoszować tym uczuciem.
Dziewczyna przysiadła się koło niego.
- To co? Gotów na spacer? - zaśmiała się... Głosem anioła.
- Ależ oczywiście. - uśmiechnął się. - Poczekasz chwilkę?
- Ależ oczywiście mój miszczu! - objęła go rękami tuląc się do niego. - Już ci nie przeszkadzam. - powiedziała wracając do normalnej pozycji.
Ten wdychał owocową woń jej włosów.
***
Ani nie było na zawodach. Nie przyszła. Stwierdziła tylko, że będzie oglądać konkurs w telewizji.
- Przykro mi... - rzekł Kamil do Maćka. - Wiem, jak ci na niej zależy.
- Tak... No cóż... Sama wybrała co chce.
- Nie mów rąk... Na pewno będzie jeszcze wszystko dobrze. Jakoś się ułoży.
- Obyś miał rację...
W głębi miał wielką nadzieję że jeszcze będzie dobrze.
***
- To co? Idziemy? - zapytał wstając z ławki. Podał dziewczynie rękę.
- Idziemy... - odpowiedziała rozpromieniona.
Przeszli obok kadry Norwegii...
- No, no, no... Johan! Ale żeś se dziewuszkę sprawił!!! - Fannemel był pod wrażeniem. Puknął łokciem Sjoeena.
- Hohoho!!! - ten też nie umiał powiedzieć nic więcej.
Forfang skarcił ich wzrokiem. Lena zaśmiała się słodko.
- Ja będę waszym świadkiem! - zawołał za nimi Anders.
Tak... Już wszyscy to widzieli...
*******************************
DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ...
Ostatni konkurs w Planicy...
***
Ani stała i patrzyła na skoczków walczących o jak najdalsze loty. Brakować jej będzie tych chwil spędzonych na kibicowaniu, na stanie pod skocznią, na oglądaniu skoków... Och dużo, by wymieniać. Letnie zawody dopiero na końcu lipca. Oczywiście nie wykluczone, że również będzie w nich uczestniczyła, nie jako zawodnik, co prawda, ale jako dzielna widownia. Jej życie związane ze skokami chyba nigdy się nie zakończy. Choćby nie wiem ci się nie wydarzyło.
***
Było już po konkursie. Przerwano go niestety z powodu bardzo silnego wiatru wierzącego pod narty. Zaraz po upadku skoczka z drużyny włoskiej zawody zakończono. Nikt już w tym zimowym sezonie nie odda skoku... Smutno trochę...
Johan przechodzał się po okolicach. Szukał, gdzie jest Lena. W końcu obiecała, że będzie... Więc czemu miałoby jej nie być?
Minęło wiele minut, odkąd zaczął poszukiwania. Zrezygnowany wrócił na swoje miejsce. Szedł z głową spuszczoną w ziemię. Wpadał na wielu przechodniów. Nie miał już siły podnieść głowy, aby patrzeć przed siebie. Usiadł na ławce... Nagle przed oczami zobaczył czyjąś delikatną dłoń...
- LENA!!! - wykrzyknął na całe gardło. Był tak szczęśliwy jak nigdy jeszcze w swoim życiu. Tak szczęśliwy, że ją ujrzał. To teraz się dla niego liczyło najbardziej na świecie. Przytuliłam się do niej. Ona odwzajemniła uścisk. Oboje wstali prawie że w jednakowym momencie. Poszli przed siebie nie oglądając się...
Po paru minutach dotarli do parku. Przysiedli na ławce pod jednym z największych drzew w okolicy. W jego gałęziach słychać było szumiący wiatr.
- Lena... Chciałbym Ci coś powiedzieć... - zaczął Johan, kiedy zostali sami.
- Tak? A co? Coś się stało? - spytała. Zaczęła się niecierpliwić.
- Tak stało się... - dziewczyna patrzyła na niego coraz bardziej przestraszonym wzrokiem. - Kocham cię, Lena... Kocham cie... To się stało...
Nic więcej nie mówili... Zastygli w długim pocałunku...
***
Maciek wraz z Kamilem i Ewą chodzili po okolicy. Z jednej strony cieszyli się, że kolejny sezon mają za sobą i będą mogli teraz spokonnie odpocząć, jednak miało to też swoje minusy.
- Maciek... Możesz poczekać tu na nas? My z Ewą pójdziemy tylko na chwilę porozmawiać z trenerem Austriaków... Musimy mu przekazać pewną informacje od Kruczka... Zaraz wracamy...
- Okey... - powiedział Maciej. No bo co takiego innego miałby powiedzieć?
Nagle pośród tłumu wydarzył Anie...
***
Menu chodził spokojnie po okolicy szukając Gregora. Ten jednak kiedy go tylko zobaczył uciekał gdzie pieprz rośnie... Teraz jednak nie miał jak... Manuel zszedł go od tyłu.
- Gregor... Proszę nie uciekaj... Porozmawiajmy...
Schlierenzauer nic nie powiedział. Poszedł tylko za Fettnerem.
Ten po długiej wędrówce stanął w końcu w pomieszczeniu, które znajdowało się obok restauracji.
- Słuchaj... Wiem, że na ciebie nakrzyczałem, wyzwałem i nie wiadomo co jescze... Ale chciałbym cię przeprosić... Po prostu nie umiem żyć bez tego twojego czasami dziwnego, ale za to oryginalnego że tak powiem "pajacowania..." nie obraź się za to określenie... Ale na prawdę mi ciebie brakuje...
Po tym wyznanie Gregor patrzył jeszcze przez długi moment na kolegę...
- Wybaczam... I przepraszam...
Zdołał odpowiedzieć tylko tyle. Podali sobie ręce na zgodę i razem poszli świętować zakończenie sezonu w Planicy...
***
Rozpoczęła się ostatnia impreza w tym sezonie. Wszyscy skoczkowie i nie tylko zebrali się, aby razem tańcować i gawędzić w najlepsze.
Maciek, Ewa, Ania i Kamil siedzieli razem przy stoliku. Młodzi nie mieli nic do gadania, słowa Kamila i Ewy były bardzo stanowcze. Musieli tak siedzieć. Nikt się nie odzywał, przy stoliku panowała największa cisza. W końcu ciszę przerwała kolejna piosenka, puszczona przez DJ-a.
- No to co? Zatańczysz? - spytał Anki Kamil. Ta nic nie powiedziała. Powoli wstała i ruszyła z bratem na parkiet. Stoch mrugnął porozumiewawczo do żony.
Kiedy dwójka odeszła, by zawładnąć parkietem, Maciek wyraźnie się rozluźnił. Nie uszło to uwadze Ewy.
- Widzę, że nie jesteś już taki spięty...
- Nie o to chodzi... Chcesz zatańczyć? - zapytał nieśmiało. Ewa nie protestowała. Dała się porwać najlepszemu przyjacielowi do tańca.
Wszystkie pary wirowały w rytmie muzyki. Szło zgodnie z planem...
***
Na parkiecie po godzinie tańczenia zostały tylko dwie pary: Kamil z Anią i Maciej z Ewą.
Kamil i Ewą zaplanowali ten czas... Pokierowali się i tańczyli teraz po dwóch odległych od siebie częściach sali.
Teraz to nie Maciek, a Ewa przejęła prowadzenie w ich parze. Kamil i jego żona zakręcili swoimi partnerami, a ta dwójka znalazła się nagle na samym środku w swoich objęciach... Nikt do końca nie wiedział jak to się stało...
***
Patrzyli sobie w oczy, czuli w środku złość, mieszaną z czymś dziwnym w rodzaju... Miłości?
Na sobie mieli wzrok wszystkich znajdujących się w pomieszczeniu i nie tylko. Wszyscy patrzyli w ciszy i czekali na to ci się wydarzy. Ci stali w pozie do walca... W końcu Maciek się odezwał...
- Ania... Ja...
Dziewczyna zatkała mu usta palcem.
- Ciii... Nic nie mów...
Przytulili się.
Nagle Jasiek z Dawien i Olkiem wstali ze swoich miejsc. Zaczęli krzyczeć.
- Gorzko, gorzko!!! - słychać ich było w całej okolicy.
Tańczący spojrzeli sobie w oczy... I chwilę później już trwali w pocałunku...
Wszyscy cieszyli się, wiwatowali... Johan, który przyszedł razem z Leną, także został poproszony z dziewczyną na parkiet. Obie pary stały razem z wielkim uśmiechem na ustach.
Kamil stał obok z Ewą. W jego oku kręciły się łzy.
- Nie płacz... - Ewa powiedziała troskliwie. Przetarła ręką łzę ściekającą po policzku.
- Tak szybko dorastają... - przytulił żonę, jednak nie spuszczałem wzroku z szczęśliwych par...
***
- Chciałbym, razem z kolegami wznieść toast za zdrowie i szczęście nowych zakochanych!!! - Fannemel wzniósł kieliszek do góry. Kiedy było już po toaście wszyscy razem znów pobiegli na parkiet, by móc świętować te chwile wspólnie...
*******
To już niestety koniec tej historii...
Mam nadzieję, że się Wam podobała... :) Ja przeżyłam przy niej najlepsze i najgorsze chwile w swoim życiu... Muszę to przyznać... Pisało mi się wspaniale, kiedy dostarczaliście mi siły, wspomagając mnie licznymi wyświetleniami oraz motywującymi komentarzami, za co bardzo Wam dziękuję.
Jesteście KOCHANI!!!
Cieszę się że przez ten cały czas byliście tutaj obecni...
"To już koniec..." - tak właśnie brzmi tytuł tego epilogu...
To nie jest koniec... Bo każdy koniec ma także i początek...
Jeszcze raz dziękuję Wam za wszystko...
Jeszcze raz zapraszam Was na nową historie...
Być kimś dla kogoś...
Liczę, że to opowiadanie też się Wam spodoba... :)
Moja ty kochana!
OdpowiedzUsuńAleż oczywiście, że się podoba! Z całego serca dziękuję ci za to wspaniałe opowiadanie. Żeby takich było więcej... ubolewam tylko nad tym, że pewnie twoje opowiadanie nie oddziałało na mnie tak całkowicie, bo Kota mimo wszystko nie polubiłam - ale reszta bohaterów podbiła moje serce!!
No i oczywiście to szczęśliwe zakończenie... kocham takie momenty, w których dzieje się dobrze. Przynajmniej bohaterowie naszych opowiadań mogą spać spokojnie, że rano wstaną a końca doczekają szczęśliwie (przynajmniej w większości).
Jeszcze raz dziękuję za możliwość czytania tej wspaniałości, mam nadzieję, że stworzysz coś nowego.
Pozdrawiam bardzo serdecznie, Lilka :))
Epilog cudowny. ❤
OdpowiedzUsuńSzkoda,że to już koniec tej historii, ale przecież wszystko kiedyś się kończy.
Dziękuję,że mogłam czytać to opowiadanie.
Pozdrawiam. ;
Hejkaa !1 Naprawdę masz fajnego bloga !! Jak chcesz to wejdź na mojego :) Moj jest też o skokach ale twochę w innej formiee :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie http://loveskijumping.blogspot.com
Cześć ! Serdecznie zapraszam na mojego nowego bloga o skokach :)
OdpowiedzUsuńhttp://slowenska-milosc.blogspot.com/
Mam nadzieję, że wpadniesz :*
Milenka xx
Piękne... *.*
OdpowiedzUsuńPOWRÓĆ DO PISANIA I UŚMIECHU
OdpowiedzUsuńJestem bardzo zadowolony ,że dowiedziałem się o tym blogu. Na ten blog będę wracał.
OdpowiedzUsuń